Miś Zwany Paddington

Preparing link to download Please wait... Download


E-Book Content

Michael Bond MIŚ ZWANY PADDINGTON A Bear Called Paddington Tłumaczył Kazimierz Piotrowski Wydanie oryginalne: 1958 Wydanie polskie: 1998 ROZDZIAŁ PIERWSZY PROSZĘ ZAOPIEKOWAĆ SIĘ TYM NIEDŹWIADKIEM Państwo Brown po raz pierwszy ujrzeli Paddingtona na peronie stacji kolejowej. I właśnie to sprawiło, że Paddington otrzymał takie niezwykłe, jak na misia, nazwisko. Paddington bowiem jest nazwą stacji kolejowej w Londynie. Państwo Brown przyszli na stację po córkę Judytę, która miała przyjechać ze szkoły do domu na wakacje. Był ciepły letni dzień, na dworcu zebrały się tłumy ludzi wyjeżdżających nad morze. Lokomotywy gwizdały, taksówki trąbiły, tragarze biegali pokrzykując jeden na drugiego i w ogóle był taki hałas, że pan Brown, który pierwszy ujrzał niedźwiadka, musiał kilka razy powtórzyć żonie wiadomość o swym odkryciu, zanim zrozumiała, o co mu chodzi. – Niedźwiedź? Na stacji? – spytała pani Brown, spoglądając na męża ze zdumieniem. – Co ty opowiadasz, Henryku! To niemożliwe! Pan Brown poprawił okulary na nosie. – A jednak – upierał się. – Widziałem go na własne oczy. O, tam, za workami z pocztą. Na głowie ma bardzo śmieszny kapelusz. Nie czekając na odpowiedź żony, pan Brown wziął ją mocno pod ramię i zaczął się z nią przepychać przez tłum. Okrążyli wózek z czekoladą i herbatą, minęli kiosk z książkami i wąskim przejściem między stosami walizek przedostali się do biura rzeczy znalezionych. – No, proszę! – z dumą oznajmił pan Brown, wskazując w stronę ciemnego kąta magazynu. – A nie mówiłem! Pani Brown spojrzała w kierunku wskazanym przez męża i w ciemnym kącie z trudem dostrzegła coś małego i kudłatego. Siedziało to na walizce i miało zawieszoną na szyi kartkę, na której coś napisano. Walizka była stara i bardzo zniszczona. Na jej boku ktoś napisał dużymi literami: BAGAŻ PODRĘCZNY. Pani Brown ścisnęła ramię męża. – Och, Henryku! – zawołała. – Miałeś chyba rację. To jest niedźwiedź! Przyjrzała się uważnie stworzeniu siedzącemu na walizce. Wyglądało ono na bardzo niezwykłego niedźwiedzia. Było brunatne, w brudnym odcieniu, a na głowie miało przedziwny kapelusz z szerokim rondem – śmieszny kapelusz, jak powiedział przed chwilą pan Brown. Spod ronda spozierała na panią Brown para dużych, okrągłych oczu. Widząc, że w tej sytuacji wypada coś zrobić, niedźwiadek wstał i uprzejmie uchylił kapelusza, odsłaniając dwoje czarnych uszu. – Dzień dobry – rzekł cicho i wyraźnie. – Hm... dzień dobry – odparł pan Brown dość niepewnym głosem. Nastała chwila ciszy. Niedźwiedź obdzielił ich pytającym spojrzeniem. – Czym mógłbym służyć? – zapytał. Na twarzy pana Browna odmalowało się zakłopotanie. – Eee... niczym. Hm... prawdę mówiąc, to myśmy się zastanawiali, czy nie moglibyśmy panu w czymś pomóc. Pani Brown schyliła się. – Jest pan bardzo małym niedźwiedziem – powiedziała. Miś wypiął pierś. – Jestem niezmiernie rzadko spotykanym okazem niedźwiedzia – oświadczył z wielką godnością. – Niewiele nas już zostało tam, skąd pochodzę – dodał. – To znaczy gdzie? – spytała pani Brown. Miś, zanim odpowiedział, bacznie się rozejrzał. – Tam, w mrocznych ostępach Peru. Szczerze mówiąc w ogóle nie powinno mnie tu być. Jestem pasażerem na gapę! – Na gapę? – pan Brown zniżył głos i niespokojnie obejrzał się przez ramię. Wcale by się nie zdziwił, gdyby zobaczył, że za jego plecami stoi policjant z notesem i ołówkiem w ręce i skrzętnie wszystko notuje. – Tak – przyznał niedźwiadek. – Wyemigrowałem, pan rozumie? – Oczy mu posmutniały. – Mieszkałem w Peru u cioci Lucy, ale ciocia musiała pójść do domu dla emerytowanych niedźwiedzi. – Nie powie pan chyba, że całą podróż z Południowej Ameryki odbył pan samotnie! – zawołał pan Brown. Miś skinął głową. – Ciocia Lucy zawsze mówiła, że chce, bym wyemigrował z Peru, jak tylko podrosnę. Dlatego właśnie nauczyła mnie mówić po angielsku. – Ale jak pan radził sobie z jedzeniem? – spytała pani Brown. –